sobota, 27 sierpnia 2016

Trzy dni z życia Peregrino - 45 km w drodze

Po dwóch dniach morderczego dla stóp marszu w pełnym słońcu przez kraj Basków, postanowiłam zrobić sobie odpoczynek w dość dość zatłoczonym przybrzeżnym mieście Zaratuz. Zacznę jednak opowiadać od początku, co spotkało mnie od przybycia do Irun, bo pierwszy raz udało mi się połączyć się z darmowym WiFi.
Do Irúno dojechałam blablacarem z Krakowa wieziona razem z dwoma innymi pasażerkami luksusowym mercedesem kierowcy ze Lwowa, który przez kilkanaście lat mieszkał i pracował w Irún. Oczywiście, gdy doszło do płacenia, okazało się że cena na stronie - 110 zł (600 Hrywien) została wpisana "umownie" przez jego córkę. Człowiek był miły i pomocny, więc nie chciałam się wykłócać. Zapłaciłam 4 razy więcej, ale myślę, że jak na międzynarodową taksówkę przez 2200 km cena nie jest wygórowana. Mój błąd, że zaufalam stronie i nie uzgodniłam ceny wcześniej.
Zostałam na szczęście podwieziona pod samo albergue (schronisko) dla pielgrzymów i obdarowana na pożegnanie butelką prawdziwego ukraińskiego kwasu chlebowego. Hospitallera mówiła tylko po hiszpańsku, ale tutaj na Camino to normalne, że porozumiewamy się w 5 językach jednocześnie. Miejsc było już mało, tego dnia przybyło bardzo wiele pielgrzymów. Dostalam credencial - paszport pielgrzyma do zbierania pieczątek, z miejsc które odwiedziłam, by potem móc obliczyć mój dystans. Następnie oprowadzono mnie po domu. Wskazano mi łóżko w sali na dole, która wyglądała jak parking podziemny zaimprowizowany w sypialnię. Rozłożyłam swoje rzeczy i padłam ze zmęczenia na łóżko, mimo że 24 godzinną podróż spędziłam głównie śpiąc. Zdążyłam jedynie szybko się umyć, ponieważ punktualnie o 22 w schronisku gaszone jest światło. Pobudka jest o 6.00, do 7:30 jest czas na śniadanie, potem wszyscy są grzecznie wypraszani na szlak. Trzeba to zrozumieć, ponieważ wszyscy kierujący schroniskiem są wolontariuszami. Utrzymywane jest przez donativo - wpłacasz co łaska, tyle na ile cię stać. W porządku jest wrzucić co najmniej 5€, ponieważ jest to cena za nocleg, kolację i śniadanie.
Pierwszego dnia ruszyłam najwcześniej, około 7:00. Słońce wstaje tu dopiero godzinę później, więc przez kilka pierwszych godzin idzie się w rześkim chłodzie. Około 11 zaczyna się... masakra, która trwa do 19:00. W temperaturze bliskiej 38 stopni nietrudno jest wypić dziennie 5-6 litrów samej wody. Najgorsze jest jednak przyzwyczajenie swoich nóg do dźwignia około 10-12 kg na plecach. Teraz żałuję każdych niepotrzebnie wziętych kilogramów. Z drugiej strony są to głównie rzeczy które zużyję w przeciągu dwóch tygodni, potem ciężar powinien zmniejszyć się o połowę, a plecy przywyknąć.
Pierwszego dnia z Irún szlam przez pewien czas z okolo 70-letnim holendrem, który kilkanaście razy przebył różne Camino, a w zeszłym roku przebył drogę z własnego domu do Finisterry (3 miesiące w drodze!). Bardzo wiele starszych ludzi było na szlaku - zaskakujące, jaką mieli kondycję. Wszyscy mnie wyprzedzili, trochę dlatego że robiłam dużo zdjęć a większość osób była tu już któryś raz. Do San Sebastian dotarłam razem z kobietą z Niemczech, która pierwszy raz była w górach i zamierzała przejść Camino. Początkowo czekałam na nią, ale potem zostawiłam ja pod schroniskiem w San Sebastian, skąd jak się potem dowiedziałam pojechała wykończona autobusem do hotelu.

piątek, 19 sierpnia 2016

Buen Camino!

   Już we wtorek wyjeżdżam blablacarem do Hiszpanii. Prawdopodobnie mój następny wpis pojawi się dopiero w Irun, skąd zaczynam pielgrzymkę trasą Północną (Camino del Norte).
   Obecnie kompletuję ostatnie potrzebne rzeczy i trochę bardziej przygotowuję się kondycyjnie (codziennie rano robię z kijkami i 5-kg plecakiem 12 km). Liczę, że jednak prawdziwą kondycję wyrobię sobie w drodze - w mieście na prawdę nie ciekawych dróg do chodzenia - w których by mnie jeszcze nie było pieszo czy na rowerze. 
   Dziś czeka mnie wypakowanie plecaka i ponowne tym razem już bardzo skrupulatne zapakowanie, z użyciem wagi kuchennej i Excela :). Chciałabym zmieścić się w tych zalecanych 6-7 kg (według zasady, że ciężar plecaka nie powinien przekraczać 10% masy ciała) Dodając 3 litry wody i jedzenie, plecak i tak zacznie ważyć 10 kg. 
   Pakowanie na pierwszą tak długą wędrówkę jest nie lada wyzwaniem. Wymaga to ode mnie wielu wyrzeczeń, ponieważ z natury jestem osobą sentymentalną w stosunku do przedmiotów, którymi się otaczam. Właśnie dzięki takiej podróży weryfikujemy, co tak naprawdę z tych otaczająch nas na codzień przedmiotów jest nam w rzeczywistości niezbędne. Podobno każdy chodzący długodystansowo zaczyna z plecakiem 20 kg, zaś po latach kończy z 3 kg. Nie wiem, jak to możliwe, bo sam mój śpiwór waży ponad 1 kg...
Wszystkim pielgrzymującym i wybierającym się życzę...

Buen Camino!

Co warto wziąć ze sobą na Camino?

Wielu ludzi, w tym również ja na początku, gdy zaczynałam planować wyprawę, zastanawia się, co trzeba wziąć ze sobą na Camino. Oczywiście częściowo jest to sprawa indywidualna, dlatego warto przejrzeć kilka list i zastanowić się, które z tych rzeczy przydałoby się tobie, a z których możesz zrezygnować lub możesz zastąpić innymi.

Dotyczy to między innymi leków w apteczce. Przejrzałam wiele list zamieszczonych na blogach, zarówno z pielgrzymek do Camino, jak i innych wyjazdów w góry. Są rzeczy, na których ze względu na ciężar powinniśmy oszczędzać, ale jest pewne, że apteczka do takowych nie należy. W jej przypadku musimy myśleć także o dolegliwościach, które nas jeszcze nigdy wcześniej nie zastały. Trzeba być świadomym, że nawet jeśli nie będziemy nimi ratowali siebie, mogą pomóc komuś innemu.

Moja lista rzeczy powstała w oparciu o moje wcześniejsze wyjazdy w góry, sugerowałam się także między innymi listą Łukasza Supergana z przejścia Camino de Santiago (4000 km z Warszawy!). Wiele osób, które ma za sobą Camino radzi, by pakować się według zasady trójki, polegającej na tym, że bierzesz po 3 pary każdej rzeczy - jedna na sobie, druga w praniu/suszy się, trzecia - czysta w plecaku.

Ubrania i buty:

- 3 koszulki z krótkim rękawem
- 2 pary krótkich spodni
- 1 para długich
- cienkie legginsy (do spania)
- 3 pary bielizny
- 3 pary skarpetek
- buty trekkingowe (Salomon X Ultra 2GTX)
- sandały
- chustka bandana na głowę
- czapka w razie wiatru, zimnych nocy (październik)
- polar
- koszula
- kurtka przeciwdeszczowa
- kostium kąpielowy

Bagaż i spanie:

- śpiwór (lekki, do 10 stopni)
- karimata
- płachta biwakowa (tzw. tarp, zamiast namiotu do spania - bo dużo lżejsza i tańsza)
- kijki Leki trekkingowe
- latarka na korbkę
- czołówka
- kompas
- mapy + przewodnik wydrukowane z internetu (w lepsze zaopatrzę się na miejscu)
- ręcznik szybkoschnący
- papier toaletowy
- ładowarka do telefonu
- menażka i łyżka

Apteczka:
- 2 bandaże - opaski elastyczne
- 2 opatrunki jałowe
- opaska dziana
- octenisept do odkażania ran
- rolka plastrów opatrunkowych
- nożyczki do paznokci
- pęseta (na kleszcze)
- koc termiczny - folia NRC
- paracetamol 500 mg
- neofuragina (zakażenia dróg moczowych)
- nifuroksazyd (zatrucia pokarmowe)
- loperamid (zatrzymuje ciężkie biegunki)
- witamina C
- 2 x saszetki Fervexu
- krople żołądkowe (nie są konieczne, ale ja często używam)

Kosmetyczka:
- mydło w kostce ekologiczne
- mała buteleczka szamponu
- szczotka, pasta do zębów
- maszynka do golenia
- dezodorant z ałunu
- małe pudełeczko z masłem z awokado

Saszetka "nerka" - zawsze przy sobie:

- portfel z dokumentami, pieniędzmi, kartą EKUZ
- telefon
- nóż składany Opinel
- gaz pieprzowy (bezpieczniej się z nim czuję będąc sama)

Jedzenie (żeby trochę przyoszczędzić przy kupowaniu na miejscu):

- suszone daktyle, śliwki, figi, rodzynki, morele, banany, imbir kazdyzowany
- orzeczy włoskie, ziemne, słonecznik łuskany
- płatki owsiane błyskawiczne, płatki jaglane, kasza gryczana
- 5 x czekolady gorzkie
- chałwa sezamowa
- saszetka z 100 g soli

Dodatkowe:
- mini zestaw do szycia
- świeczka
- zapałki zwykłe i sztormowe
- zapalniczka
- mini rozmówki hiszpańskie
- ostrzałka do noża
- kilka ozdobnych muszelek (symbol pielgrzymujących)
- długopis
- zeszyt (będę prowadzić w nim dziennik)
- markery (przydają się podczas jeżdżenia autostopem)



czwartek, 18 sierpnia 2016

Szlakiem Camino de Santiago - Camino del Norte

Blog ten poświęcam swoim właśnie rozpoczynającym się podróżom po świecie. Pierwszą wyprawą jest wędrówka do Santiago de Compostela. Prawdopodobnie zajmie mi ona ponad 40 dni - sama wędrówka, a wraz z dojazdami spodziewam się być w tej podróży ponad półtora miesiąca. Nie ogranicza mnie czas. Droga daleka, ponad 800 km do przejścia, a z drugiej strony nic mnie nie goni. Będzie to czas, kiedy warto nawet się zatrzymać, uważnie przyjrzeć się temu, co zwykle obojętnie się mija.Ważne, aby każdy krok był świadomym posunięciem naprzód, a nie parciem za wszelką cenę do przodu.

Santiago od lat przyciągało ludzi, którzy chcą coś zmienić w swoich życiu. Przeżyć duchową przemianę, odzyskać siły lub odnaleźć odpowiedzi na pytania, z którymi przyszli. Ja także wybieram się z wieloma pytaniami, nadziejami i wątpliwościami. Zobaczę, co przyniesie mi Droga.

Po Santiago będę planowała dalsze podróże. Ludzie pytają mnie już teraz o plan na cały rok, a ja po prostu nie lubię robić dokładnych scenariuszy z dużym czasowym wyprzedzeniem. Wiem, że życie i tak weryfikuje nasze plany i przetrząsa je do góry nogami. Wolę działać z impulsem chwili, myśleć o "tu i teraz". Zwykle później, gdy patrzę wstecz, wiem że była to najlepsza z możliwych decyzji.

Nie wiem przecież, jak będą czuły się moje nogi po Camino i jak prędko zregeneruję siły. Nie wiem też, jak długo zdołam wytrzymać z powrotem siedząc wśród zgiełku miasta, snując się po tej betonowej dżungli. Oj, z pewnością długo tu nie posiedzę i znów mnie gdzieś poniesie w pogoni za marzeniami...

Luneya